Goga
początkujący forumowicz
Dołączył: 26 Sty 2007
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kutno\Warszawa
|
Wysłany: Śro 0:28, 28 Lut 2007 Temat postu: ...po raz kolejny p.Kazimierz, tym razem opowiadanie... |
|
|
Chciałam się czymś z Wami podzielić!
To coś wyjątkowego... Stanowi to dla mnie szczególne wyróżnienie i jest ogromnym zaszczytem.
Zwłaszcza ze względu na osobę autora, który jest dla mnie nie tylko wzorem postawy "prawdziwego myśliwego", ale także przewodnikiem i mentorem łowieckim, a i nie tylko...
Kilka dni temu dostałam kilka kartek wydruku komputerowego, a na końcu, odręcznie napisane kilka słów:
"Gosia! To pisałem z myślą o Tobie i dla Ciebie. Życzę udanej brony pracy magisterskiej."
Data i podpis
Nie znajduję słów, aby podziękować panie Kazimierzu, to jeden z najpiękniejszych upominków, jakie mogłabym sobie tylko wymarzyć na zakończenie studiów (zwłaszcza leśnych ).
Przeczytajcie sami...
Kazimierz Ciążela
”Szczęśliwa”
Ta ambona jest jedną z pierwszych zbudowanych profesjonalnie przez fachowców. Dotychczas kleciliśmy swoje ambonki i zwyżki w sposób amatorski, co niestety powodowało ich krótki żywot i niewielkie wygody. Wreszcie, kiedy zarobiliśmy sporo pieniędzy na polowaniach dewizowych i zakupiliśmy 20 hektarów łąki pod lasem, zdecydowaliśmy, że stać nas na porządne urządzenia i pora w nie zainwestować. Dziś ambon z prawdziwego zdarzenia mamy już wiele, a jedna z nich to prawdziwy ocieplany domek, zapewniający wręcz komfortowe warunki polowania w każdą pogodę.
Ambona zaś, którą opisuję, po wybudowaniu wspomnianego „pałacyku”, przekornie nazwana została „Syberią”. Jest wprawdzie zadaszona, ale otwarte na wszystkie strony boki od połowy ich wysokości powodują, że nawet przy małym wietrze czuje się jego podmuchy, szczególnie dokuczliwe zimą. Niewątpliwy wpływ na przewiewność ambony ma nie tylko jej konstrukcja, ale także usytuowanie w terenie.
Ambonę ustawiono w odległości kilkunastu metrów od niewysokiej olszyny nad płytkim rowkiem dzielącym odkrytą łąkę. Równoległy do niego następny zadrzewiony rowek odległy jest od czoła ambony o kilkadziesiąt metrów, zaś boki zupełnie odsłonięte. Doskonały wgląd na rozległą łąkę i pole za drzewiastym rowem, rekompensuje podmuchy wiatru, niestety tylko częściowo. Niedalekie sosnowe zagajniki i większy mieszany las zwiastują zwierza.
Od samego początku swego istnienia ambonka uznawana jest za wyjątkowo szczęśliwą. Wzięło się to przekonanie stąd, że już następnego dnia po jej ukończeniu, Grzegorz zastrzelił z niej dwa warchlaki i to jednym strzałem. Urządzone w jej pobliżu całoroczne nęcisko często zwabia bytującą w okolicy zwierzynę. Przychodzą tam dziki, lisy, jenoty, czasami borsuki. Na łące często pasą się sarny. Cieszy się więc ona dużym powodzeniem wśród myśliwych i trzeba przyznać, że wielu z nich przeżywa z jej udziałem myśliwskie przygody.
Na dobre wyniki, szczególnie w pozyskiwaniu drapieżników, wpływ ma położenie ambony w pobliżu sąsiedniego większego lasu, w którym, już poza granicą naszego obwodu, gospodaruje Ośrodek Hodowlany PZŁ. Ten las jest ostoją dzików, a bywają tam nawet jelenie. Dziki przychodzą do nas stosunkowo rzadko, to też spotkania z nimi stanowią prawdziwy łowiecki rarytas. Być może emocje związane z tymi okazjonalnymi spotkaniami powodują, iż efekty zasiadek, jeśli chodzi o ten gatunek, są raczej mizerne. Kiedy nawet pojawiają się dziki, to myśliwi którzy mieli szczęście je zaobserwować, najczęściej nie mogli dojść do strzału, lub strzelają nieskutecznie. Oczywiście bywają wyjątki. Znacznie częściej pozyskujemy tam drapieżniki, szczególnie lisy, a ostatnio coraz liczniejsze jenoty. W otoczeniu tej szczęśliwej ambony cały czas coś się dzieje, to też jeśli nawet nie strzelać, to obserwować zwierzynę można przez cały rok.
Ambona ma więc swoich fanów, do których zalicza się również Gosia.
Gosia, wnuczka i córka myśliwych, jest na tyle konsekwentną pasjonatką łowiectwa, że studiuje leśnictwo i oczywiście jest pełnoprawną członkinią naszego Koła. Bodaj najbardziej interesują ją dziki. W każdym razie są one obiektem jej myśliwskich marzeń. Być może dlatego, że idąc właśnie na tę ambonę, natknęła się na dzicze wesele pod koniec października, odbywane w olszynce przez całą watahę. Uznała, że tam muszą one wychodzić. Kiedy więc tylko ma czas na pobyt w łowisku, niezależnie od pogody, zasiada na tejże ambonie. Na nic się zdają tłumaczenia jej taty Grzegorza, że akurat w tym dniu i w tym miejscu dziki raczej się nie pojawią. Gosia siada na ambonę i już. Mimo, że widuje inną zwierzynę, do której wolno jej strzelać, ona czeka na dziki. Jak twierdzi, nieraz je słyszała, a nawet widziała, tyle, że w okolicznościach uniemożliwiających jak dotąd strzelanie.
Każdy z myśliwych wie, że kiedy przyjeżdża Gosia, to już nie ma szans na zajęcie szczęśliwej ambony. Znając jej pasję, bez żalu odstępują to miejsce. Zresztą ja też lubię tę ambonę, mimo iż zbyt wielkich sukcesów z niej nie odnosiłem. Pozyskiwałem wprawdzie wiosenne rogacze, kilka lisów, kiedyś także cherlawego koźlaka, ale dzika jakoś nie mogłem dopaść. Muszę, gwoli prawdy dodać, że strzelałem, ale efektem moich strzałów był jedynie nieszkodliwy postrzał niewielkiego przelatka.
Któregoś grudniowego bezśnieżnego wieczora przeżyłem niecodzienną przygodę. Tak jeszcze nigdy nie było. Między ogranicznikami obserwowanego terenu, jakimi były wysokie olchy od czoła, a od tyłu krzewy, podnosiła się mgła. Wstawała dość wolno, taka gęsta kołderka białych oparów. Leniwie wznosiła się do góry i gęstniała. W pewnym momencie ambona znalazła się powyżej mgły, jakby zawieszona nad jeziorem gęstego, białego mleka. Kiedy przybliżałem twarz do okienka ambony, ledwie wyczuwałem leciutkie drganie powietrza. Te minimalne tchnienia zaczęły ożywiać mleczną łąkę. Spowodowały początkowo falowanie mgielnej kołdry, a potem wręcz cudowny ruchomy spektakl. Mgła, która podniosła się wyżej ambony, zaczęła się przemieszczać w kierunku olszynki. Przerzedzała się w niektórych miejscach. W innych tworzyła jakby ruchome zaspy, a nawet jakieś kominy i kolumny. Po pewnym czasie podmuchy wiaterku zwiększyły się powodując przerywanie się mgły, ale ten swoisty mleczny balet trwał nadal. Takie, jakby taneczne falowanie, popychało mgłę do niewysokich zakrzaczeń. Tam spiętrzała się ona i otulała drzewka białym obłokiem.
Zafascynowany niecodziennym zjawiskiem, początkowo nie zwróciłem uwagi na ciemne, nieostre plamy, które pojawiły się pod olszynką. Dopiero, kiedy te plamy poruszyły się, stwierdziłem, że są to dziki. Przesuwały się wolno we mgle, jakby się chciały z niej wydostać. Szukając ich rozmazanych sylwetek w lunecie, wreszcie w prześwicie zlokalizowałem dużą sztukę. O precyzyjnym ulokowaniu pocisku nie mogło być jednak mowy. Czekałem więc, kiedy dzik pojawi się na bardziej odsłoniętym terenie, tym bardziej, że ta mgielna kołderka zaczęła się już wyraźnie rolować. Wreszcie wydawało mi się, że ciemna plama nabrała już wystarczającej ostrości, ale co to? Za dużym dzikiem z mgły zaczęły wynurzać się mniejsze zwierzaczki. To była prowadząca locha z małymi warchlakami. Ta, nietypowa o tej porze roku karawana, oddalała się coraz bardziej, aż zniknęła w ostatnim już pasemku zwijającej się mgły. Palec spoczywający na spuście jakoś nie drgnął. Tym razem ambona też okazała się szczęśliwa, ale dla dziczej rodzinki. Do szczęściarzy mam prawo zaliczyć się i ja, nie każdy bowiem może oglądać taki cudowny balet mgły.
|
|